Niestety moja druga wizyta tak udana nie była, może trafiłam na zły dzień... Zamówiłam tym razem sałatkę (uznając, że powinna być szybko co potwierdziła kelnerka informując mnie, że czekać będę do 10 minut), po ponad 30 minutach, kelnerka poinformował mnie, że mają awarię systemu i w związku z tym moja sałatka powinna być za 5 minut. Głodna jak wilk po prawie 40 minutach czekania rzuciłam się na sałatkę i po pierwszym kęsie, zaczęłam się zastanawiać czy oby na pewno jest to to co zamówiłam (a zamówiłam sałatkę z pieczonym rostbefem, dynią, orzeszkami pini, rukolą i kiełkami w sosie winno-miodowym z grubo mielonym pieprzem). Dyni ani orzeszków w sałatce nie było więc postanowiłam zapytać dlaczego, cóż dowiedziałam się, że nie jest to sezon na dynie (choć na kleparzu dynia cały czas jest dostępna) a orzeszków piniowych nie dowieziona. Dostałam więc sałatkę z rostbefem, mieszanką sałat, cukinią, kiełkami i pomidorami koktajlowymi w sosie musztardowym, różnicy między innymi składnikami postanowiłam nie dociekać, tym bardziej, że obiecano mi rabat.
Rabat dostałam 10% (sałatka kosztowała 25 zł, kieliszek wina 10 zł) rachunek dostałam na 35,50 zł - 10% czyli według rachunku 0,50 zł w sumie 35 zł czyli tyle ile według cen w menu zapłacić powinnam, cóż uśmiechnęłam się tylko i wyszłam mocno rozczarowana.
Jedzenie w zazie jest świrze i całkiem smaczne, bywa nawet pyszne jednak, szczerze nie wiem czy tam wrócę po mojej ostatniej wizycie. Wielka szkoda bo po pierwszej wizycie nie mogłam doczekać się kiedy tam wrócę. Wystrój bardzo francuski (trochę na siłę), ale co tam. Jeśli macie ochotę zaryzykujcie może być bardzo dobrze albo przytrafić się Wam rozczarowanie.